poniedziałek, 17 marca 2014

High Definition Foundation Make Up For Ever - podkład z prawdziwym efektem HD

A dzisiaj o podkładzie HD - High Definition Foundation Make Up For Ever.
Niestety nie posiadam już opakowania, więc nie pokażę Wam zdjęć. Możecie go obejrzeć w Sephorze: MUFE HD

I recenzja...

Opakowanie: buteleczka z pompką, estetyczne proste, bez zarzutów:)

Kolor: 117, bardzo jasny, neutralny kolor bez żadnego różowego tonu, wręcz odrobinkę szary. Na pewno nietypowy odcień w gamie bladych podkładów. Jeśli szukacie czegoś jasnego i wciąż trafiacie na za różowy lub za pomarańczowy kolor koniecznie sprawdźcie 117-kę. Kolor zresztą zwie się marble, czyli marmurowy :) ale nie przerażajcie się, nie daje wrażenia zmęczonej cery, a ładnie tłumi zaczerwienienia.

Działanie: przepięknie rozświetla skórę, dając wrażenie świeżej, naturalnej cery bez brokatowego efektu:) Wygląda na bardzo lekki kosmetyk, ale daje średnie krycie (ukrywa naczynka), na większe zaczerwienienia czy problemy niezbędny będzie korektor. Bardzo przyjemnie się go aplikuje i pierwsze wrażenie jest świetne. Niestety wg mnie nie nadaje się do cery mieszanej, bo już po ok. 2 godz. świeci się i zaczyna stopniowo znikać ze strefy T i z górnej partii policzków. Myślę, że może być świetny dla osób z cerą normalną i suchą.

Trwałość: u mnie jest ogromnym minusem, podkład mimo przypudrowania w stanie nienaruszonym wytrzymywał ok. 2-3 godz., wydaje mi się, że po prostu nie jest odpowiedni dla mojej cery.
Przyznam, że nie próbowałam używać go z bazą czy utrwalaczem, ponieważ w codziennym makijaży staram się ograniczyć ilość dodatkowych kosmetyków. A poza tym  kupując podkład z górnej półki chciałabym już nie inwestować w cały zestaw "wspomagaczy'.

Cena: ok. 199 zł w Sephorze, czyli wcale niemało, ale gdyby efekt, który otrzymuję po aplikacji utrzymywał się przez 5-6 godzin uznałabym, że jest wart tej ceny.

Podsumowując jest to podkład rozświetlający, wg mnie nie nadający się do cer tłustych i mieszanych, na których szybko znika i się świeci. Kolor 117 jest wyjątkowy, neutralny, jaśniutki z podtonem szarym. Jeśli macie cerę suchą lub normalną i nie zawiedzie Was jego trwałość możecie być zachwycone. Na pewno jest to jeden z tych kosmetyków, które warto wypróbować na własnej skórze.

Ocena: u mnie 7/10, bo jednak trwałość jest jego wielkim minusem w moim przypadku.


niedziela, 16 marca 2014

The Body Shop Radiant Highlighter - rozświetlacz codzienny

Nie jestem fanką kosmetyków do makijażu The Body Shop, ale o tym rozświetlaczu muszę wspomnieć :)




Opakowanie: wygodna tubka, niestety jej srebrne elementy ścierają się i wygląda nieestetycznie (zaoszczędziłam Wam tego widoku na zdjęciu).

Kolor: na opakowaniu wszystko się pościerało, ale wydaje mi się, że produkt występuje tylko w jednym wariancie.

Cena: ok 45 zł, ale kosmetyk jest dość wydajny.

Działanie: ja lubię go najbardziej w roli rozświetlacza szczytów kości policzkowych położonego na pokład lub puder - daje to wyraźny efekt rozświetlenia, natomiast po zastosowaniu jako bazę - pod podkład, efekt jest znacznie subtelniejszy.
Mi bardzo odpowiada ten naturalny wygląd, bez efektu bombki, bez zauważalnych drobinek, jest to raczej lekka, świecąca tafla. Minusem jest to, że może podkreślać niedoskonałości cery.
Tutaj możecie zobaczyć na filmiku jak wygląda efekt i jak go nakładać: aplikacja

Trwałość; jest dość trwały, przez kilka dobrych godzin efekt się utrzymuje, raz dziennie dodaję go odrobinkę żeby odświeżyć swój blask ;)

Ocena; bardzo dobry codzienny kosmetyk, 9/10 punktów.

Zapraszam też do poczytania recenzji pudru rozświetlającego L'oreal - recenzja Lumi Magique

Dolce&Gabbana - tusz Moniki Bellucci...

Zawsze uważałam, że tusz do rzęś jest kosmetykiem, w który nie warto inwestować. Raczej omijałam tusze z górnej półki, ale nadarzyła mi się okazja do wypróbowania tuszu pogrubiającego D&G z kampanii reklamowej z Moniką Belluci.




Opakowanie; ciężkie i wygodne, nieplastikowe, więc dające wrażenie luksusu ;) Mi jednak nie odpowiada ta estetyka i wolałabym prostszą grafikę na opakowaniu. Tusz kupujemy w pudełeczku i na nim są wszystkie informacje, na produkcie jest tylko logo.

Kolor: intensywnie czarny!

Działanie: szczoteczka jest dość wąska jak na tusz pogrubiający, ale bardzo wygodnie się nią manewruje i dociera do każdej rzęski. Efekt jest bardzo ciekawy - intensywnie czarne, wyraźnie rzęsy, wyglądają na grubsze, ale nie mam wrażenie ich zagęszczenia (zwiększenia ich ilości). Wygląda świetnie przy bardzo lekkim makijaży oczu, dając wyrazisty efekt. A ja najbardziej lubię ten tusz położony jedną warstwą na warstwę tuszu Max Factor False Lash Effect (recenzja).




Trwałość: nie znika, nie ściera się, nie kruszy, utrzymuje się ładnie przez cały dzień.

Cena: dostałam go w prezencie, więc nie znam ceny. Tusz chyba nie jest dostępny w Polsce, ale jeżeli będziecie miały okazję kupić go w dobrej cenie za granicą to myślę, że warto.

A podsumowanie jest takie, że postanowiłam od czasu do czasu sięgnąć także po tusz z górnej półki, bo potrafi dać niezwykły efekt :) co nie zmienia jednak mojej miłości do tuszy Max Factor :)

DiorSkin Nude Dior 021 - podkład z efektem glow

Kolejny podkład, w którym pokładałam wielkie nadzieje to Diorskin Nude od Diora. Doradziły mi go Panie konsultantki w Sephorze, a oto moja recenzja :)




Kolor: 021, czyli bardzo żółto-beżowy bez różowych tonów, jest to zdaje się drugi w gamie i niestety dla mnie za ciemny, a najjaśniejszy był zbyt różowy. Wg mnie kolor ten w skali light, medium, dark plasuje się w kategorii medium, więc dla bladych dziewczyn będzie zdecydowanie za ciemny.
A oto jak się ten kolorek prezentuje na kartce, po wyciśnięciu jednej pompki;




na kartce po rozsmarowaniu...



... na dłoni.





Cena: w Sephorze 209 zł, w Douglasie ok. 205 zł.

Opakowanie: ciężka, szklana buteleczka z pompką, o której krążą legendy, że lubi się zacinać. Moja na razie działa bez zarzutów :)

Działanie: podkład ładnie wygląda na twarzy, daje wrażenie wypoczętej cery, lekko ją rozświetla. Krycie jest średnie, wystarczające do ukrycia lekkich zaczerwienień i naczynek. Podejrzewam, ze osoby, które mają więcej do ukrycia będą potrzebowały korektora.
Niestety na mojej mieszanej skórze strefa T zaczyna dość szybko się świecić i podkład z niej znika. Trzeba przyznać, że potrafi stworzyć naturalny efekt, ale wydaje mi się, że podkłady Bobbi Brown dają lepszy efekt drugiej skóry. Nie zauważyłam żeby nawilżał skórę.



Trwałość: średnio trwały na mojej cerze mieszanej, zapewne lepiej sprawdzi się na cerze suchej lub normalnej, absolutnie nie polecałabym go osobom o cerze tłustej. U mnie wymaga przypudrowania po aplikacji i po upływie ok 3 godzin, wieczorem jest niestety zazwyczaj pościerany w strefie T. Bardzo szybko znika z brody i nosa.

Podsumowanie: świetny kolor dla osób szukających żółto-beżowego odcienia na poziomie medium, może się sprawdzić do makijażu no make-up dając naturalny efekt. Mnie nie zadowalała jego trwałość, więc nie polecam dla cer mieszanych. Nie podoba mi się też jego zapach i cena ;]
Oceniłabym go na 6/10.


Kolejna recenzja, którą planuję przygotować to podkład Rouge Bunny Rouge.


Zapowiedź...

Uwag, uwaga... Zapowiedź :)

Kosmetyki, o których planuję wkrótce napisać to:

rozświetlacz Radiant Highlighter The Body Shop
podkład DiorSkin Nude
krem BB Lirene
podkład Rouge Bunny Rouge
róż w kremie Dream Touch Blush Maybelline
lakiery do paznokci H&M
tusz do rzęs Dolce&Gabbana

i jak tylko dotrą do mnie przesyłki:

podkład Nars Sheer Glow
rozświetlacz The Balm

Zapraszam! :)


Bourjois Rouge Edition - szminki w intensywnych kolorach

Chciałabym pokazać Wam moją minikolekcję szminek Bourjois z linii Rouge Edition.





Posiadam obecnie 5 kolorów:
13 - intensywna, przepiękna czerwień, jeśli szukacie soczystej czerwonej szminki, ta jest na prawdę godna polecenia!
03 - jasny, lekki pomarańcz, świetna do codziennego makijażu, ale trzeba uważać, szczególnie przy opalonej cerze, żeby nie uzyskać nią nienaturalnego, troszkę tandetnego looku (ciemnej cery i jasnej szminki), polecam raczej dla bladych cer :)
07 - przepiękna, intensywna różowa - magentowa szminka, na prawdę warta wypróbowania!
08 - jest dość podobna do 07 ale nieco jaśniejsza i bardziej zgaszona, czyli mniej odważna :) jest to również odcień magenty.
11 - coś pomiędzy czerwienią a pomarańczem, nietypowy, ciekawy kolor, bardzo ją lubię, jest nieco mniej zobowiązująca niż 07 i 08.

Kolorki 13/03/11/07

08 jest moim nowym nabytkiem, kupiłam ją szukając czegoś bardzo neutralnego, do codziennego makijażu. Nie jest kolor, którego szukałam, ale i tak uważam, że jest baaaardzo ciekawy. Niestety chyba w tej palecie nie znajdę koloru lekkiego różu, który będzie wyglądał bardzo naturalnie, jak lepsza wersja moich ust ::)
Porównanie 07/08 


Lubię te szminki za trwałość i na prawdę modne i intensywne kolory. U mnie utrzymują się po kilka godzin, szczególnie te bardziej intensywne kolory (czerwień czy magenta). Niestety trwałość idzie w parze z lekkim przesuszaniem, więc warto nawilżyć porządnie usta wieczorem. Zauważyłam, że te intensywne kolory wysuszając nieco bardziej, ale też dłużej się utrzymują. Dla mnie atutem jest też dość matowo-satynowy efekt. Dzięki temu intensywne kolory nie wydają się tandetne ;]
Jeśli miałabym wybrać z nich jedną to myślę, ze wygrywa 13 :)

Wydaje mi się, że możecie teraz je kupić na promocji  w całkiem przyzwoitej cenie - 32-35 zł. Ja własnie tyle zapłaciłam kilka dni temu za moją 08-kę.


Lumi Magique L'oreal - puder rozświetlający i matujący w jednym?

A dzisiaj coś na temat nowości w mojej kosmetyczce, czyli pudru Lumi Magique Loreal, który wg producenta ma za zadanie jednocześnie zmatowić i rozświetlić skórę.
Opis producenta znajdziecie na stronce L'oreala - Lumi Magique.



Zakupiłam ten produkt myśląc, że będzie pełnił rolę codziennego rozświetlacza łuków brwiowych, kącików oczu czy szczytów kości policzkowych. I tu się rozczarowałam... Po pierwszej aplikacji miałam wrażenie, że nie działa! Rozświetlenie było minimalne. Jeśli więc szukacie rozświetlacza, który mocno nabłyszczy wybrane punkty na twarzy możecie być niezadowolone.
Ja jednak się nie poddałam i znalazłam na niego patent...

Opakowanie: lekkie, przezroczyste plastikowe bez lusterka, nie wygląda na zbyt solidne, ale jego waga mi to wynagradza :)

Cena: ok. 55 zł, ale często bywa dostępny w promocji za ok. 35 zł (kilka dni temu widziałam go w promocji w Super-pharm). Myślę, że warto go wypróbować w promocyjnej cenie.

Kolor: wybrałam najjaśniejszy - 01, ale miałam wrażenie, że różnica pomiędzy poszczególnymi kolorami jest bardzo subtelna.




Działanie: okazało się, że wygląda na prawdę ładnie i naturalnie położony nieco grubszą warstwą na policzki (jak róż). Daje bardzo lekkie rozświetlenie z różowawym odcieniem. Wygląda to bardzo subtelnie i świeżo, ale podejrzewam, że na ciemniejszych cerach nie da tak ładnego efektu.
Aha i trzeba przyznać, że policzki są rzeczywiście zmatowione i leciutko rozświetlone jednocześnie :) Przypomina to efekt lekko przypudrowanej skóry, muśniętej półtransparentnym jasnoróżowym rożem. Dodam jeszcze, że perłowa warstwa, która jest widoczna w opakowaniu znika po kilku użyciach, więc o świecącym efekcie też trzeba zapomnieć.

Trwałość: efekt utrzymywał się przez ok. 6-7 godzin, później musiałam dodać troszkę produktu. Jest to całkiem niezły wynik :)

Podsumowując polecam jako sposób na uzyskanie bardzo świeżego, naturalnego wyglądu w makijażu dziennym u osób o jasnej i bardzo jasnej karnacji. Myślę, że w tym wypadku warto już zrezygnować z różu, Lumi + modelowanie twarzy matowym bronzerem daje na prawdę ciekawy efekt. Nie jest to jednak kosmetyk wyraźnie nabłyszczający i warto oprócz niego mieć w kosmetyczce też klasyczny rozświetlacz.


Mam nadzieje, że niedługo zrecenzuję Wam rozświetlacz The Balm, Mery - Lou Manizer, ktory zamówiłam skuszona wieloma pozytywnymi opiniami :)

sobota, 15 marca 2014

Inglot Stage Sport Studio - żółty puder matujący prasowany - walka z zaczerwienieniem

Bardzo lubię Inglota, ale moja miłość ograniczała się do lakierów do paznokci. Niestety chyba tak już pozostanie...
Tym razem dałam szansę pudrowi matującemu Stage Sport Studio Inglot.w kolorze żółtym, którego zadaniem było niwelowanie zaczerwienień. Sporo od niego oczekiwałam jako posiadaczka naczynkowej cery.

Opakowanie: ładne, proste, czarne z lusterkiem, ale bardzo ciężkie, a to przecież kosmetyk, który warto zawsze mieć w torebce. Pierwszy minus...

Kolor: rzeczywiście bardzo żółty, ale nie widać tego po nałożeniu na twarz, staje się jakby transparentny. Niestety nie udało mi się uchwycić tej żółtości na zdjęciu :(




Działanie: niwelowania zaczerwienień nie odnotowałam, rzeczywiście matuje, ale robi to w okropny sposób - jest ciężki, suchy, widoczny na skórze, odczuwa się przesuszenie. Jest grubo zmielony, więc o lekkim makijaży nie ma tu mowy. Na pewno nie sprawdzi się na skórze suchej, na mojej mieszanej również wypadał tragicznie. Nie zauważyłam też żeby w znaczący sposób wpływał na trwałość makijażu, myślę, że tutaj radzi sobie podobnie jak pudry innych marek drogeryjnych np. Rimmel.

A to gdyby kogoś interesował skład:




Cena: nie pamiętam już dokładnie, ale było to ok. 45 zł. Produkt niestety jest baaaardzo niewydajny, więc cena jest dość wygórowana w stosunku do jakości i wydajności. Po ok. 3 tyg. zaczęło nieśmiało pokazywać się denko:( W sumie trochę odetchnęłam z ulgą, że wkrótce się pożegnamy ;)

Podsumowując: jest to dla mnie nieudany produkt, niestety tak złego pudru nie miałam chyba nigdy. W skali od 1 do 10 przyznałabym mu 1 punkcik za kolor.

Max Factor False Lash Effect - ulubiony tusz naturalnie pogrubiający rzęsy

A tym razem o klasyce czyli tuszach Max Factor.

Otóż dla mnie MF  to ponadczasowy klasyk wśród tuszy. Próbowałam już różnych od Pierre Rene czy Rimmel po Dolce&Gabbana i zawsze wracam do Max Factora. Po prostu lubię mieć ten tusz w kosmetyczce i wiem, ze mnie nie zawiedzie.



Czego oczekuję od tuszu? Pogrubienia i jeszcze raz pogrubienia.

Moim obecnym faworytem wśród tuszy MF jest False Lash Effect. Pogrubienie jest na prawdę konkretne :) tusz u mnie się nie obsypuje i nie ściera w ciągu dnia. Szczoteczka jest dość gruba, więc jeśli nie jesteście przyzwyczajone do manewrowania taką szczotką dajcie sobie chwilę na przyzwyczajenie się. Efekty będą świetne :) W porównaniu do klasyka, czyli tuszu MF 2000 Calorie, mój faworyt - False Lash Effect - daje wyraźniejszy efekt, rzęsy są jakby gęstsze, a przy odrobinie wprawy nie są posklejane i ciężkie.



W mojej ocenie przyznaję 9/10 punktów :) A ten jedne punkcik odejmuję, bo wciąż marzę o tuszu, który sprawi, że rzęsy będą tak gęste, jak po doklejeniu sztucznych ;)

BTW być może jeszcze uda się Wam załapać na promocję w Super-pharm. Ja w czwartek zakupiłam go w promocyjnej cenie i od razu skusiłam się też na 2000 Calorie w wersji podkręcającej.



Wkrótce przygotuję porównanie MF 2000 Calorie w 3 wariantach - pogrubiającym, podkręcającym i wodoodpornym :)

Smashbox Studio Skin 15 Hour Wear - czy podkład idealny istnieje?

Poszukiwanie podkładu, który spełni nasze oczekiwania w 100 %, to jak poszukiwanie świętego Graala :) I wiem, że nie jestem odosobnionym przypadkiem, dlatego mojego bloga rozpoczynam od 1. odcinka sagi o podkładach :)
Przetestowałam już całą masę specyfików, więc uwierzcie mi mam spore porównanie, ale do rzeczy! 

Słówko nt. mojej cery; lekko naczynkowa, mieszana, jasna/bardzo jasna (1. lub 2. kolor w palecie), tonacja żółta.


A bohaterem tej recenzji jest podkład Smashbox Studio Skin 15 Hour Wear Foundation.

Link do Sephory gdzie produkt jest dostępnuy:


A co o nim sądzę? 

Opakowanie: wygodne, z pompką, która się nie zacina :) bardzo estetyczne, szklane, więc trochę ciężkie, jeśli lubimy mieć go zawsze przy sobie, to jest to mały minus. Plusem jest to, że możemy odkręcić pompkę i wykorzystać podkład do samego końca.

Kolor: ja wybrałam dwa najjaśniejsze dostępne u nas kolory, czyli 1.1 i 1.2. 
1.1 jest nieco bardziej neutralny, wpadający lekko w róż (ale absolutnie nie świnkowy ;))
1.2 jest cieplejszy bardziej wpadający w pomarańcz (delikatnie)
U mnie niestety żaden z tych kolorów się nie sprawdził :( A szkoda... 1.1. był zbyt różowy, za zimny, a 1.2 zbyt pomarańczowy, może nawet ciut za ciemny, pasował mi tylko latem kiedy odrobinkę się opaliłam.
Warto jednak sprawdzić jak te kolor wyglądają na skórze, bo kilka moich koleżanek o jasnej i zimnej karnacji jest zachwyconych odcieniem 1.1. Ja poszukuję podkładu jasnego ż z żółtą pigmentacją i tu mnie niestety Smashbox rozczarował. Mam wrażenie, ze kolor nieco się dopasowywał, ale moja cera naczynkową mu tego nie ułatwiła i odcinał się od żółtej tonacji szyi.
Na zdjęciu kolor 1.2.




Działanie: producent obiecuje nawilżenie, ja niestety tego nie zauważyłam, ale też nie odnotowałam żadnych przesuszeń skóry. Myślę, że spokojnie mogą go przetestować osoby z każdym rodzajem cery. Krycie wg mnie jest średnie, można je budować kolejnymi warstwami. Dla mnie przy cerze lekko naczynkowej jest to zadowalający stopień krycia. Jedną małą wadą (poza kolorami) jest to, że nie daje on spektakularnego efektu wypoczętej, świeżej skóry. Natomiast zapewnia wrażenie gładkiej, jednolitej cery.

Trwałość: to wg. mnie największy atut tego fluidu, jego kleista konsystencja sprawia, że przykleja się do twarzy i idealnie na niej trzyma przez cały dzień. Na mojej mieszanej cerze wymaga lekkiego przypudrowania chwilę po nałożeniu i raz w ciągu dnia, więc jest to niezły wynik :) 

Cena: 169 zł w Sephorze, czyli dość standardowo jak na podkłady z górnej półki. Przy odrobinie cierpliwości można go upolować z 20 % zniżką i wtedy już na prawdę warto. 
Odradzam źródła typu akcje internetowe, bo można się naciąć na podróbkę, o czym sama się przekonałam.
Dodam, że mi jedna buteleczka wystarczyła na ok. 5 miesięcy codziennego stosowania, więc wydajność też jest jego mocną stroną:)

Podsumowując jest to dobry, trwały podkład, przy cerze mieszanej świetnie się utrzymuje, więc zakładam, ze cery normalne też będą zachwycone. W moim rankingu pod względem trwałości jest na 2. miejscu - zaraz po DW Estee Lauder - wiadomo :)
Jeśli nie lubicie lepkich, wręcz klejących konsystencji, to nawet nie próbujcie po niego sięgać. Myślę, że warto używać go w komplecie z rozświetlającym pudrem, żeby dodać cerze trochę więcej świeżości, blasku. Cena jest adekwatna do jakości, więc jeśli kolor Wam odpowiada to warto spróbować :)


Mam nadzieję, że moja recenzja okaże się dla Was przydatna :)
Jeśli o czymś zapomniałam napisać, to proszę dajcie znać. 
A kolejny podkład, który planuję zrecenzować, to Dior Nude Skin.





Powitalny....

O kolorach, o fakturach, o teksturach... O poszukiwaniach, testach i przyzwyczajeniach... Taki jest plan :) Zapraszam!